Wyzwania wczesnego dostępu: zalety i ryzyko.

Plusy i minusy wydania z wczesnym dostępem

W tym tygodniu wszyscy znów mówią o wydaniach w ramach wczesnego dostępu. Po co ? Wyjątkowym momentem była obrona dewelopera Wicked, Moon Studios, przed wyboistą wersją wczesnego dostępu, stwierdzając, że „jest już jasne, że korzystanie z AA to jedna z najlepszych decyzji, jakie moglibyśmy podjąć”. A potem, ku zaskoczeniu wszystkich, dodał: Dark Souls 1 mogłoby być lepsze, gdyby miało także wersję wczesnego dostępu – dziwny dodatek i nie jestem pewien, czy się z tym zgadzam, ale OK. Kolejną rzeczą w tym tygodniu było wydanie w ramach wczesnego dostępu bardzo pożądanej gry Manor Lords, ponownie w stanie niedokończonym. Żadna z tych rzeczy nie jest niezwykła. Wiemy, jak działają wydania Early Access – mamy je od 10 lat (czy to naprawdę tak długo?). Wiemy, że gry nie są ukończone w momencie ich dostarczenia, mimo że część z nas widzi grę w cenie podobnej do pełnej wersji gry i oczekuje w zamian podobnych wrażeń. Tak więc wokół Manor Lords i No Rest for the Wicked powróciła znajoma dyskusja na temat tego, kiedy wydanie wczesnego dostępu jest dobrą rzeczą, a kiedy nie?

Korzyści z otwartego rozwoju

Jest tu kilka dobrze znanych argumentów, które prawdopodobnie słyszałeś już wcześniej, i niezaprzeczalnie otwarty model rozwoju – który pojawił się w tym samym czasie, co „odzyskanie kontroli od ruchu crowdfundingowego wydawców około 2012 roku” – ma wymierne zalety. Trudno nie zgodzić się z dodatkowymi przychodami, jakie gra generuje po uruchomieniu we wczesnym dostępie, co pozwala deweloperowi ukończyć grę bez konieczności pójścia na skróty. Podobnie trudno nie zgodzić się z posiadaniem ogromnego zespołu ds. kontroli jakości, który jest gotowy do testowania gry i jej nowych funkcji oraz przekazywania opinii na ich temat. Nie musisz już zgadywać, co lubią Twoi odbiorcy: możesz po prostu pozwolić im zagrać i zobaczyć, co myślą. Wiele gier, które przechodzą przez fazę wczesnego dostępu, ostatecznie okazuje się lepszych, a niektóre odniosły ogromny sukces, jak Baldur’s Gate 3, Hades i Slay the Spire. Nic więc dziwnego, że każda z firm stojących za tymi konkretnymi grami rozważa ponowne wejście do wczesnego dostępu.

Rzeczywiście, kiedy pomyślę o tym, w co grałem w Manor Lords, wczesny dostęp wydaje mi się doskonałym miejscem dla tej gry. Moim zdaniem występują w niej problemy z tempem gry, niewygodne dostosowania, błędy – wszystko to, czego się spodziewałem. Brakuje także kilku ważnych elementów, aby zapewnić kompletną rozgrywkę, a wszystko to można naprawić w ramach wczesnego dostępu. Mam nadzieję, że za zarobione przez niego pieniądze do zespołu Manor Lords dołączy kilku kolejnych deweloperów. Od kilku lat jest to solowy projekt, ale kilka osób może pomóc w jego realizacji. Kto wie ? Być może gra zarobi tak dużo pieniędzy – w końcu na swojej liście życzeń na Steamie są 3 miliony ludzi, którzy chcą jej mieć – że Manor Lords będzie w stanie dokonać rzeczy, które wcześniej uważano za nieosiągalne. Pamiętajcie, że tak właśnie stało się z Baldur’s Gate 3 – zasięg gry wzrósł dzięki sukcesowi, jaki odniosła we wczesnym dostępie.

Wyzwania otwartego rozwoju

Jest jednak inny aspekt wczesnego dostępu, o którym rzadko się mówi, a dotyczy sytuacji, w której programiści otwierają te drzwi i wpuszczają ludzi – do czegoś, co wcześniej było chronioną przestrzenią twórczą. Weźmy na przykład Manor Lords: niezależnie od tego, jak otwarty był Greg Stycze, solowy twórca gry podczas tworzenia gry (a wydaje się całkiem otwarty), a przy 130 wewnętrznych testerach gry, będzie to blednąć w porównaniu z falą uwagi i opinii na jej temat otrzymacie teraz, gdy rozpoczął się Wczesny Dostęp. Szczerze mówiąc, będzie mu trudno wstać. Spodziewam się, że większość uwagi będzie skupiona pozytywnie – stworzył coś wspaniałego – ale niewątpliwie pojawi się też krytyka, konstruktywna lub… mniej konstruktywna. Prawdziwy problem pojawi się, jeśli rozważy zajęcie się nimi i obawiam się, że teraz czuje się do tego zobowiązany.

To trochę jak wejście prywatnej firmy na giełdę i wejście na giełdę poprzez pierwszą ofertę publiczną. Podczas gdy wcześniej nie była zależna od nikogo innego jak tylko od siebie, teraz ma akcjonariuszy z własnymi pomysłami, którzy chcą mieć wpływ na wszystko, co się dzieje. Tutaj nie jest dokładnie tak samo, ale zapraszając płacących klientów, Stycze ma interesariuszy, z którymi może utrzymywać relacje. I dobrze – jeśli wszyscy zgadzają się we wszystkim. Ale co się dzieje, gdy tak nie jest? Co się stanie, gdy opinie widzów będą się różnić od opinii Styczego lub jeśli duże grupy widzów skupią się wokół rzeczy, których chcą, ale Stycze nie chce ich szczególnie – czy dostarczy coś dobrego i odrzuci je?

Źródło: www.eurogamer.net