Recenzja Vengeful Guardian: Moonrider — Kindred Nostalgia


Retro platformówki nie są trudne do zdobycia. Należę do grupy graczy, którzy z zadowoleniem przyjmują wysiłki małych zespołów deweloperskich, które grają w naszą nostalgię za epoką, w której granie w gry wideo oznaczało dostrojenie się do kanału 3. Niektóre są fantastyczne, niektóre są zbyt trudne, by sprawiały przyjemność, ale większość ląduje gdzieś po środku. Vengeful Guardian: Moonrider nie przejdzie do historii jako jeden z wielkich, który zarówno obejmuje przeszłość, jak i unowocześnia akcję, ale umieściłbym go bliżej fantastycznej strony skali, nawet jeśli nie do końca to wszystko droga.

W grze Vengeful Guardian: Moonrider jesteś tytułowym Moonriderem. Wyrywasz się z kontenera i niszczysz strażników w brutalnym pokazie, który sprawi, że będziesz wdzięczny rodzicom, że nie patrzyli, gdybyś puścił to na swoim Genesis w 1992 roku. Historia jest rzadka, ale przyjemna. Przez większość doświadczenia zastanawiałem się, czy to ja jestem tym złym, i podobały mi się monologi Moonridera o tym, jak nieograniczona moc nie jest odpowiednia dla nikogo, bez względu na to, jak szlachetne są jego intencje. Doceniam także małe kawałki osobowości wstrzykiwane każdemu bossowi przed rozpoczęciem walki.

Fabuła jest jednak drugorzędna w stosunku do akcji platformowej i miecza. Moonrider porusza się dobrze, odbija się od ścian jak Samus Aran i biegnie sprintem, aby przeskoczyć duże przepaście. Czuje się świetnie, poruszając się, ale pojawiają się irytujące niedociągnięcia, w których nie widać następnej platformy ze względu na ograniczenia kamery. Pomniejszenie sprawiłoby, że byłoby to zbyt podobne do współczesnej gry, ale nie wiem, czy warto było czasami denerwować się dokładnością z epoki Genesis.

Wraz ze skakaniem i akcją miecza, która stanowi większość gry, istnieje kilka poziomów motocyklowych. Te poziomy mają trudną linię wyglądającą tak, jakby mogły istnieć na 16-bitowej konsoli, ale jestem prawie pewien, że nie mogły. Co jednak ważniejsze, podobały mi się tak samo jak standardowe platformówki.

Trudność jest często wadą porównywalnych gier, a wiele z nich przedkłada wyzwanie nad zabawę. Na szczęście Vengeful Guardian: Moonrider znajduje dobrą równowagę. Poziomy są trudne, ale osiągalne dzięki rozsądnemu życiu i punktom kontrolnym, a bossowie mają wzorce, które można śledzić i wykorzystywać, ale prawdopodobnie nie za pierwszym podejściem.

Czerpiąc inspirację z Mega Mana, po ukończeniu pierwszego poziomu, pozostałych sześciu można ścigać w dowolnej kolejności, a pokonanie ich bossa nagradzane jest nową bronią. Mechanika jest znana, ale działa i ekscytujące jest wypróbowanie nowej broni tornado lub mojej ulubionej macki, która wysuwa się z portalu. Ukryte ulepszenia, takie jak podwójny skok lub zdolność do stania się silniejszym w miarę pokonania większej liczby wrogów, można również znaleźć na każdym poziomie i opcjonalnie można je wyposażyć. Cieszyłem się nimi jako nagrodami za eksplorację poza główną ścieżką, ale niektóre są niezaprzeczalnie bardziej przydatne niż inne. Znalazłem dwa wcześnie, których nigdy nie rozbierałem.

Jedną z najlepszych rzeczy w Vengeful Guardian: Moonrider jest jego długość. Dojście do ostatniego poziomu i pokonanie ostatniego bossa zajmuje tylko kilka godzin. W ten sposób wie dokładnie, co to jest: krótkie, ale przyjemne, nostalgiczne przeżycie, które nie wykracza poza jego mile widziane. Zanim poczujesz, że skończyłeś pełny posiłek w stylu retro, kredyty są tuż za rogiem i doceniam to za to. Przygoda Moonrider prawdopodobnie nie pozostanie z tobą, ale nie żałuję, że zagrałem w to krótkie, znajome i satysfakcjonujące doświadczenie.



Źródło : https://www.gameinformer.com/review/vengeful-guardian-moonrider/kindred-nostalgia